wtorek, 22 stycznia 2013

Franciszek Bielak - Z odległości lat

Podtytuł: Wspomnienia i sylwetki.
Nie jest to jednak książka wspomnieniowa napisana przez Franciszka Bielaka, a wybór jego różnych tekstów, wcześniej publikowanych lub z rękopisu, dokonany przez córkę, a ochrzczony tytułem przez redakcję wydawnictwa.

Kim był Franciszek Bielak? Doczekał się swego hasła na Wikipedii, więc kto ciekaw, może tam zajrzeć, a ja ogólnie powiem tylko, że był historykiem literatury polskiej, nauczycielem gimnazjalnym i uniwersyteckim, zapalonym pedagogiem. Toteż tom niniejszy składa się w głównej mierze z sylwetek polonistów czy ogólnie rzecz biorąc filologów krakowskich: Ignacego Chrzanowskiego, Stanisława Windakiewicza, Juliana Krzyżanowskiego, Stanisława Wędkiewicza, Jana Stanisława Bystronia, Leona Płoszewskiego... niektórzy z nich są już kompletnie zapomniani, a ich nazwiska mówią cokolwiek jedynie studentom polonistyki, a i to być może tylko krakowskiej...

Wspomnienia o profesorach uświadomiły mi, jak ważną sprawą było nauczanie języka i literatury polskiej zaraz po odzyskaniu niepodległości. Po prostu NIE MIAŁ KTO UCZYĆ! Przecież wcześniej, zależnie od zaboru, uczono rosyjskiego lub niemieckiego. Polonistów strasznie brakowało i, jak pisze Bielak, na początku uczył, kto chciał. Totez niezmiernie ważne było przygotowanie odpowiednich wydawnictw, mogących służyć nie tylko uczniom, ale także nauczycielom. Wielokrotnie pisze Bielak o wrażeniu, jakie wywoływała na czytelnikach Historia literatury niepodległej Polski Chrzanowskiego, która była jak haust świeżego powietrza.

Z szuflady wydobyto również trochę wspomnień Bielaka z czasów gimnazjalnych: kilku lat spędzonych w Sanoku, gdzie starszy brat był nauczycielem i gdzie młody Franek wdrożył się w pracę kółka samokształceniowego; potem w Gimnazjum św. Anny, już w Krakowie, gdzie kreśli parę sylwetek tamtejszych pedagogów, jak również kolegów - towarzyszy z kolejnego kółka. O tych kółkach samokształceniowych pisze dużo, podkreślając ich rolę w kształtowaniu się postawy moralnej i patriotycznej młodych ludzi: czytali wspólnie Historię Polski, Ekonomię polityczną, Galicję Bujaka, Pisma Szczepanowskiego. Była to oczywiście działalność zabroniona, ale po cichutku tolerowana przez władze szkolne. Pamiętajmy, że mowa jeszcze o czasach zaborczych.
Postawa taka skutkowała na przykład tak chwalebnymi postępkami, jak ufundowanie przez Bielaka-studenta tablicy pamiątkowej na domu, w którym mieszkał z rodziną, uwieczniającej fakt, że w tej samej kamienicy mieszkał ongiś Piotr Kochanowski. Bielak dostał nagrodę 200 koron za pracę o Syrokomli i przeznaczył ją na taki właśnie szlachetny cel, choć bynajmniej jego rodzinie nie powodziło się najlepiej.

Ciekawe są również rozdziały o sesjach przy marmurowym stoliku czyli grupie profesorów spotykających się w Hotelu Grand przy ul. Sławkowskiej; o tym, jak Stanisław Pigoń zainicjował pod koniec wojny Towarzystwo Opieki nad Młodzieżą Chłopską, które zorganizowało wzorcowy internat dla dziewcząt przy placu na Groblach (kompletna nowość dla mnie i cenna wiadomość); rozdział o powstaniu Katolickiego Domu Akademickiego przy placu Sikorskiego - też o tym wcześniej nie słyszałam.

Po raz kolejny stwierdziłam przy okazji tej lektury, że brak mi bardzo opracowań dotyczących szkolnictwa w Krakowie w okresie zaborczym i I Rzeczypospolitej. Nawet nie wiem, czego szukać na allegro, nie znam tytułów, nie wiem, co się ukazało, może zresztą tylko w prasie specjalistycznej artykuły?

No i wreszcie zamykające tom wspomnienie z Montelupich i Wiśnicza czyli wojenny epizod, kiedy to Niemcy aresztowali nauczycieli gimnazjalnych i osadzili ich w więzieniu w Wiśniczu, gdzie spędzili oni kilka ciężkich miesięcy, po czym zostali zwolnieni do domów za wyjątkiem paru osób, które wywieziono do Oświęcimia. Naturalnie większość zwolnionych poświęciła się potem tajnemu nauczaniu, ale to już inna historia.

Może jeszcze dołączę jedną z anegdot. Znałam ją już z innego źródła, ale to nie umniejsza jej dowcipu. Otóż był taki profesor romanista Stanisław Stroński. Na pewnym etapie życia uwiodła go polityka, w bardzo znacznym stopniu. Tymczasem urodził mu się drugi syn. Profesor Creizenach gratulując mu powiedział:
- Teraz może pan swoje zainteresowania podzielić między obu chłopców.
- Ten głupszy będzie romanistą - odpowiedział Stroński.

Wydawnictwo Literackie 1979, wyd. I, 379 stron + wkładka z ilustracjami
Z własnej półki (kupiona w antykwariacie 13 stycznia 2009 roku za 9 zł)
Przeczytałam 21 stycznia 2013.

Całkiem zapomniałam dodać, że powyższą książkę przeczytałam w ramach wyzwania Styczniowa Trójka e-pik:
- książka, której wątek oparty jest na autentycznych wydarzeniach

2 komentarze:

  1. Anegdotka niczym wisienka na torcie, zostawiona na koniec ciekawego tekstu.
    No cóż, profesor romanista nie miał złudzeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy raczej, że uważał politykę za o wiele bardziej pasjonującą i wymagającą inteligencji niż jakaś tam filologia...

      :)

      Usuń