niedziela, 5 maja 2013

Cezary Leżeński - Jarek i Marek bronią Warszawy


Dzielnie przerabiam cykl o Jarku i Marku podczas II wojny światowej. Co nas (a raczej ich) czeka podczas obrony Warszawy? Proszę bardzo:

Jako harcerze w służbie pomocniczej, ale biorący udział w walkach, bez tego by sę nie obeszło. Wszak Marek postanowił zdobyć Krzyż Walecznych, żeby zaimponować ojcu i kolegom. A więc znowu ciąg niesamowitych przygód, łącznie z odkryciem niemieckich dywersantów-radiotelegrafistów, a nawet takim numerem jak konwojowanie przez Marka na lotnisko porucznika Maja i w obliczu ostrzeliwania przez Niemców - odlot Marka wraz z porucznikiem do ... Rumunii. A matka w domu się zamartwia, nie wiedząc, gdzie jest synalek. To jeszcze nie najgorszy numer, jaki wykręcą jej bliźniaki: śledząc szpiega-kapitana Rozwadowskiego trafią na gestapo, dokonają brawurowej ucieczki... ale matka zostanie aresztowana i wywieziona do obozu. Tymczasem ojciec, major Bogusz, przebywa w oflagu. Jarek i Marek znajdują schronienie u wujka na Hożej, ale oczywiście nie uspokajają się, wszak są harcerzami i MUSZĄ, BO SIĘ UDUSZĄ działać. Postanawiają założyć podziemną organizację...




Myślałam, że tę trylogię przegapiłam w dzieciństwie jako bardziej przeznaczoną dla chłopców, ale okazuje się, że nie w tym rzecz: wydanie, które czytam, pochodzi z 1980 roku i jest PIERWSZYM. Czyli wyszło w czasie, gdy ja delektowałam się raczej Proustem... ach, ta pamiętna przed-Wielkanoc 1980 roku, smak niesłodkiego ciasta drożdżowego, upieczonego specjalnie przez Mamę, żeby dzieci miały co przekąsić jeszcze w poście, i pierwsze stronice W poszukiwaniu straconego czasu - to moja magdalenka :)
Dziś w długi weekend majowy, po trzydziestu z hakiem latach, czytam Jarka i Marka, Proust prosi się i prosi, by go wreszcie dokończyć, a ja ciągle odkładam go na później, mimo że kocham te głogi i spacery w stronę Guermantes i ciotkę Leonię i wyłaniającą się na horyzoncie wieżę kościoła w Combray... jak kocham wyłaniające się wieże "mojego" kościoła w rodzinnym miasteczku, tyle że przyjeżdżam do niego od niewłaściwej strony (strony Swanna?) i właściwie dopiero wysiadłszy z pociągu je mogę dostrzec... ale to właśnie od czasów Prousta uwrażliwiłam się na ten widok...
Dobrze, kończę już, bo coś bredzę nostalgicznie :)



Wyd. Wydawnictwo Lubelskie Lublin 1983, wyd.I, 145 stron
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 3 maja 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz