poniedziałek, 1 lipca 2013

P.G.Wodehouse - Wielce zobowiązany, Jeeves


Obwoluta się sfatygowała w toku dziejów, zostało z niej jedynie prawe skrzydełko:

Nie wiem, co się dzieje, ale od wczoraj mam ten problem ze zdjęciami: pierwsze się wyświetla normalnie, po staremu, a następnych tylko kawałek... Jak ja lubię, gdy coś na blogspocie ulepszą...


Moja droga do Wodehouse'a była pokrętna. Otóż będąc młodą mężatką wylądowałam wraz ze ślubnym na jakiś czas we Francji i tam przez 3 tygodnie mieszkaliśmy u pewnych państwa pod Paryżem. Któregoś dnia wybrałam się z panią domu do miejscowej biblioteki i ta zachęciła mnie do pożyczenia sobie czegoś. Mogłam oczywiście wybrać Prousta czy innego Woltera, ha ha ha, ale w oczy wpadł mi właśnie Wodehouse, pisany zabawnym językiem, a w każdym razie strawną dla mnie francuszczyzną (w tłumaczeniu). I tak się rozmiłowałam w brytyjskim humoryście, że po powrocie do Polski zaczęłam szukać i nawet znalazłam: trzy pozycje. Przed wojną zdaje się, że wydano ich więcej, ale sorry Winnetou, współczesne tłumaczenie Juliusza Kydryńskiego jest o niebo lepsze od tych staroci. Moje upodobanie w Wodehouse'ie sięgnęło szczytu w momencie, gdy nabyłam na allegro jedną z jego powieści w oryginale. Nie, nie przeczytałam, ale mówię sobie, że JESZCZE nie przeczytałam. Któregoś dnia to zrobię... tylko się najpierw podciągnę w angielskim. Nawet wymyśliłam, że w ramach tej depresji znajdę sobie nowe hobby (może mnie bardziej zainteresuje niż te stare) i będzie to przerobienie podręcznika do angielskiego... podręcznik położyłam na półce koło łóżka i czekam na natchnienie :)

Swoją drogą, dokonując bilansu zysków i strat (winien i ma) położyłam na szali moje zainteresowania. Że niby mam co robić i nie jest tak do końca źle. Cóż z tego, skoro mi nawet te zainteresowania obrzydły. Właściwie nie tyle obrzydły, co już tak nie ciągną. Podręczniki do języków leżą. A przecież nawet czeski sobie kupiłam. Kraków obywa się beze mnie. Zdjęć nie robię, na wycieczki krajoznawcze nie chodzę. Karty wolnego wstępu do Muzeum Narodowego nie wykorzystałam w tym roku ani razu. Co mi zostało w aktywach? Kino radzieckie. Oglądam mało, ale ciągle jeszcze gromadzę w nadziei na lepsze dni. Od czasu do czasu wydaje mi się, że już wszystko mam, co można mieć, a potem odkrywam dziesiątki kolejnych filmów :) jak by ktoś pytał, mój stan posiadania na dziś wynosi 1172 sztuki, z czego wynika, że gdybym oglądała po dwa filmy tygodniowo, skończę po 11 latach. Mówimy oczywiście wyłącznie o kinie radzieckim i rosyjskim! A więc gromadzę. Przynajmniej z tego nie zrezygnowałam :)

Wracając do Wodehouse'a. Są to zabawne opowieści o perypetiach młodego lorda Bertrama Woostera, niezbyt bystrego, za to wyposażonego w genialnego lokaja, tytułowego Jeevesa. Bertie wiecznie wpakowuje się w tarapaty, głównie polegające na rzucaniu uroku na młode arystokratki, które postanawiają wydać się za niego za mąż, do czego Bertie oczywiście się nie pali, ale chcąc być preux chevalier nie może wprost odrzucić oferowanej mu ręki, nespa? Dżentelmenowi wszak nie przystoi :) Tak więc różnymi zmyślnymi sposobami z opresji wyciąga Bertiego jego dystyngowany lokaj, który je dużo ryb i dlatego ma dobrze odżywiony mózg :)
W moim posiadaniu znajdują się jeszcze: Dziękuję, Jeeves i Dewiza Woosterów. A ta w oryginale to Big Money. Nie odmówiłabym zresztą posiadania takowych :)

Początek:
i koniec:


Wyd. Książka i Wiedza Warszawa 1977, 253 strony
Tytuł oryginalny: Much Obliged, Jeeves
Tłumaczył: Juliusz Kydryński
Z własnej półki
Przeczytałam 30 czerwca 2013

Co do gromadzenia, to książki ostatnio, jak widać, odpuściłam... ale natknęłam się na jedna obowiązkową, bo dotyczącą Krakowa:

Autor: Dieter Schenk
Tytuł: Krakauer Burg. Wawel jako ośrodek władzy generalnego gubernatora Hansa Franka w latach 1939-1845
Kupiłam za 44 zł w Księgarni Akademickiej

Obejrzałam radziecki film z 1975 roku Szag nawstrieczu (Шаг навстречу). Z nieodżałowaną Ludmiłą Gurczenko (zm. w 2011):

Jej bohaterka właśnie wprowadziła się do nowego mieszkania i ciągle słyszy różne dziwne dźwięki zza ściany, nie zna jednak tego lokatora, bowiem mieszka on w sąsiedniej klatce. Jednocześnie widuje go, nie wiedząc, że to ten przeszkadzacz zza ściany, i powoli się w sobie zakochują:

Kto wykona pierwszy krok ku spotkaniu?
Na tle tej historii rozwija się pięć innych nowel, z których najbardziej spodobały mi się dwie. Jedna, zatytułowana Ojciec Serafim, to historia pewnego kolejarza (zagranego przez Jewgienija Leonowa), który pewnego mroźnego wieczoru odbiera w pociągu poród.

Lekkomyślna matka, nie mając się gdzie podziać z dzieckiem, postanawia podrzucić je Serafimowi...

Druga historia, Mięso po argentyńsku, to opowieść o tym, jak to w mieszkaniu pewnego muzyka pojawia się były mąż jego aktualnej partnerki. Muzykiem jest Władimir Basow, pamiętny z roli frotera w filmie SZAGAJU PO MOSKWIE:

Były opowiada z zachwytem o swej żonie, chwali ją na wszystkie sposoby, jaka jest gospodarna, jak robi zakupy, sama prasuje koszule i cudownie gotuje, a jej daniem popisowym jest mięso po argentyńsku. Byłego zagrał Lew Durow:

Naturalnie muzyk po powrocie kobiety do domu domaga się od niej smacznego domowego obiadu, co powoduje natychmiastowy powrót niewiasty (nic nie potrafiącej w domu zrobić) do dawnego męża - który jest z zawodu kucharzem i zawsze szykuje dla nich jedzonko :) Spryciula mężyk, który najwyraźniej nie pierwszy raz wykonał ten numer wobec wiarołomnej, ale uwielbianej małżonki.
Do obejrzenia na YT w całości:


Po lekturze Jeeves'a obejrzałam też Gosford Park, niezapomniany, niezwykle gorzki obraz wyższych sfer brytyjskich i ich służby w reż. Roberta Altmana.

5 komentarzy:

  1. Mam jakiegoś Jeeves'a, ale coś jakby nie ten tytuł, a może jednak ten. Sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może któryś z pozostałych... a może nawet z tych przedwojennych - jeśli miewasz w ogóle takie pozycje :)

      Usuń
  2. Ja mam u siebie tylko "Dewizę Woosterów", starą, po tacie, rozpadającą się, ale to chyba najzabawniejsza książka, jaką w życiu czytałam! Zazdroszczę, że masz więcej książek z tej serii, z tego co wiem raczej ciężko je teraz dostać (czego nie rozumiem, bo to naprawdę humor z najwyższej półki!). Muszę chyba przedsięwziąć poszukiwania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój egzemplarz też się rozpada, ale to tak wydawane było, klejone byle co :)
      W bibliotece na Rajskiej wiem, że jest jeszcze jedna książka Wodehouse'a, bodajże ma to tytuł Pełnia księżyca.

      Usuń
    2. Rzeczywiście! Dobrze wiedzieć:)

      Usuń