niedziela, 11 maja 2014

Ignacy Sewer Maciejowski - U progu sztuki

Wyzwała mnie Maria Orzeszkowa, gdy coś się o Sewerze zgadało, żeby przeczytać U progu sztuki, do której to powieści posiadania się przyznałam. W gruncie rzeczy od dawna mnie kusiła, spodziewałam się takiej uroczej ramotki sprzed ponad stu lat. Nabyłam, gdy coś tam gdzie indziej o Sewerze pisałam. Zapamiętałam wówczas z jego twórczości trzy tytuły: Matka, Bajecznie kolorowa i ten właśnie. Matkę gdzieś mam, ale nie mogę ustalić, gdzie konkretnie :) za to Bajecznie kolorowej do dziś nie udało mi się kupić. U progu sztuki po nabyciu upchnęłam tutaj, na dwurzędowej półce:
Ten regał Ślubny przywlókł z akademika, którym administrował. Stoi do dziś, taki już los prowizorek :) Na dole pluszaki mojej córki, z którymi ona się rozstać NIE MOŻE, jak twierdzi. Na półkach, wśród książek, również hm hm... czasopisma. Mianowicie przez szereg lat zbierałam CZTERY KĄTY i DOM I WNĘTRZE. Z tą kolekcją z kolei ja się rozstać NIE MOGĘ. Na dolnej lewej półce magazyn AMERYKA, wydawany przez rząd Stanów Zjednoczonych w czasach komuny. Też mi szkoda wyrzucić. Uczyłam się z niego miłości do architektury :) Wśród pluszaków sterczy kijaszek od ciupagi, którego również szkoda się pozbyć, bo jak by tak było trzeba gdzieś nim sięgnąć? To niewiarygodne, ile człowiek bzdetów trzyma...

Na skrzydełku książki napisano:

A na drugim zareklamowano Matkę:

O Sewerze napisano w wielu źródłach pamiętnikarskich, bowiem państwo Maciejowscy prowadzili znany salon, a podczas lektury U progu sztuki przypominały mi się te konkretnie słowa Aliny Świderskiej z Kopca wspomnień:
Obdarzony wielką łatwością pióra tworzył bez namysłu powieści i nowele najpierw na najbliższe mu tematy wiejskie, później na temat wszystkiego, co zajmowało myśl i uczucia ogółu, a żona te utwory przepisywała na czysto, opuszczając tylko tu i ówdzie trochę "pędzenia" i "lecenia", bo w jego książkach wszyscy zawsze pędzili, lecieli, wpadali i wypadali...
Co dzień po śniadaniu zasiadał do biurka, okrywał nogi pledem i pisał aż do obiadu. Po południu - o ile sami nie wychodzili gdzieś w odwiedziny - zaczynali się goście.


Tak to Sewer kropił co dzień ileś tam wierszy i taka to wykropiona powieść, to U progu sztuki. Oczywiście, ze względu na tematykę, przychodzi od razu na myśl Komediantka Reymonta, w gruncie rzeczy prawie równoczesna, bo zaledwie kilka lat późbniej wydana. Chcę sobie tę Komediantkę przypomnieć, bo czytałam ją jeszcze w szkolnych latach i zostało mi jedynie ogólne wrażenie sympatycznej powieści (choć z tragicznym końcem) - więc teraz narzuca się porównanie. Niestety, jak łatwo się domyślić, wypadnie ono na niekorzyść Sewera. Duże braki w warsztacie literackim nadrabia masą dialogów, okraszonych jedynie szczątkowo podanymi objaśnieniami, w nieodłącznej manierze XIX-wiecznej, dziś już ciężko przyswajalnej :) Bohaterka robi piersiami, oczy zachodzą jej melancholią, aktorzy czarują, czasem "duszą natrętną myśl", dreszcze "przechodzą im wstrząsająco ciało" albo znowu "promienieją wdziękiem, szczęściem, świeżością i chwałą". A wszystko ogromnie przewidywalne.

Główna bohaterka, młoda i pełna wdzięku adeptka sztuki aktorskiej Dziunia, wraz z matką należy do wędrownej trupy prowincjonalnych aktorów, jeżdżącej od jednego miasta galicyjskiego do drugiego. Istotnie, jako dokument epoki, powieść ma swój walor, bo dobrze oddaje klimat ówczesny: trudne warunki, biedę, a nawet nędzę, w jakiej przychodziło żyć członkom "towarzystwa", wzajemne niechęci i animozje, podkładanie sobie przy byle okazji świń, zawiść i zadrość o najmniejszy sukces, o bukiet rzucony z sali czy o ładniejszą suknię na scenie, ciągłe kłótnie o role - myślę zresztą, że i w dzisiejszym teatrze sytuacja nie wygląda inaczej. A jednak coś trzyma tych ludzi razem, coś każe im prowadzić ten koczowniczy tryb życia: sztuka.
- Umiesz służyć do mszy?
- Pierwej byłem katolikiem, zanim zostałem aktorem... I za komedianckich czasów zarabiałem sobie nieraz sługiwaniem do mszy. Dostawałem pięć centów, czasem dyskę... Gdy się zrobiło dyskę, był bal - herbata i bułki...
- No widzisz, i to wszystko dla tej głupiej udawancji. W domu miałbyś zawsze kawcię z grzankami.
- Cóż robić, sztuka nie sługa, nie zna co to pany, przemocą nie da okuć się w kajdany...
- Serce! - zawołał ksiądz.
- U mnie zamiast serca siedzi sztuka.


Nie wszyscy jednak. Część po prostu nie ma innego pomysłu na życie.
Artyści kochali swoje talenty, swoje ambicje, byli niesłychanie drażliwi na sławę, pożądali jej, oddaliby za nią połowę życia... Sztuka istniała tylko dla dobrych ról, te ich roznamiętniały, lecz o jakiejś miłości do sztuki nie mieli najmniejszego pojęcia, nie zajmowali się tą kwestią, absolutnie jej nie rozumieli. Cyganeria ciągnęła ich ku sobie, tak nazwany lekki chleb podobał się i gdy raz który z nich wlazł w skórę aktora, nie mógł się jej pozbyć. Nałóg podsycany oklaskami, zaspokojeniem ambicji, szukaniem sławy, trzymał ich jak w kleszczach.

Dziunia jednakże przedkłada sztukę aktorską nad wszystko inne w życiu:
Ja muszę być artystką! Bez teatru, dobrych ról, gry, nie wyżyję, umarłabym z nudów. Mamo, ja kocham teatr - dodała cicho i rzewnie. - Kocham! Nędza, zawody i upokorzenia przelatują jak czas... jedno zostaje i robi na mnie głębokie wrażenie: gdy odczuję rolę i dobrze ją zagram.
Toteż rezygnuje ze świetnego zamążpójścia, które pogrzebałoby ją żywcem w domu, i decyduje się na niepewny chleb, byle tylko doskonalić się w dziedzinie Melpomeny.

Podobno Sewer lubował się w powieściach z kluczem, a tu pod postacią szlachetnej, chcącej żyć jedynie sztuką Dziuni miał przedstawić sceniczne początki Modrzejewskiej. Istotnie powieść zaczyna się przyjazdem i występami w Bochni, potem w Rzeszowie, Sączu - a więc w tych samych miejscach, gdzie występowała słynna aktorka. Z drugiej strony, trasy wędrownych trup w owych czasach były właśnie takie, a nie inne.

Ze zdziwieniem przeczytałam, że to wydanie oparte było na wydaniu Dzieł wybranych, tom VI z 1955 roku. A więc już po II wojnie światowej uznano, że powieści Sewera warte są nowych czytelników... Ja przyznam się, że powieść czytałam trochę z rozbawieniem, a trochę ze znudzeniem i poza dwoma wspomnianymi wyżej utworami nie planuję dalszej znajomości z twórczością "ostatniego szlagona". Choć samą postać doceniam.
Być może to po przeczytaniu tego właśnie wydania Aleksander Ścibor-Rylski wpadł na pomysł napisania scenariusza filmu, który pod tytułem Komedianty wszedł na ekrany w 1962 roku.

Początek:
i koniec:


Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 1960, 510 stron
Z własnej półki (kupione parę lat temu za 5 zł)
Przeczytałam 11 maja 2014 roku


NAJNOWSZE NABYTKI
Miesiąc Książki i Prasy toczy się dalej... no ale nie mogłam sobie odmówić tej pozycji, która czekała w dziale z cracovianami w Księgarni Pałac Spiski w Rynku. Rzadko tam zaglądam, a oni cracoviana mają w dużym wyborze i zaraz przy wejściu.
Odżałowałam więc 38 zł :)

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się zbytnio :) i tak to chciałam kiedyś przeczytać :)
      Powiadasz, że i Reymont się zestarzał... cóż, stwierdzę naocznie, bo mam go w planach z grubsza całościowo (w sensie całość tego, co w domu jest, nie żeby tak od razu wszystko, co w przyrodzie istnieje).

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. No, ale na starość się łagodnieje...

      Usuń
  2. Wiesz, od jakiegoś czasu jak tu wchodzę to szczęki nie mogę podnieść - dosłownie. podziwiam Twoje regały książek! Cieszę się bardzo, że dzielisz się z nami zdjęciami :)
    A książka Seweryna jak najbardziej leży w gatunku moich zainteresowań :) Ramotka czy nie to przecież XIX wiek :)

    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapominaj, że to 30 lat zbieractwa :) kto wie, jak Twoje półki będą się prezentować za taki szmat czasu. Do tej pory już będziesz miała schody wypełnione książkami :)

      Usuń
    2. Kochana moje już dawno by się tak prezentowały ino, ja sprzedałam to, co kiedyś czy tez teraz uważam za niepotrzebne. Po studiach z książek 1000 złotych dołożyłam na samochód (sprzedałam i dziś oczywista oczywistość, że żałuję wszystkie albumy dotyczące historii plakatu etc.) Obecnie oddaję bibliotece osiedlowej. W domu mam tylko to, co zgodne jest z moimi zainteresowaniami i sercem :)

      Usuń
    3. Rany. Nie umiem się pozbywać. Owszem, były kiedyś ciężkie chwile i oddałam co nieco do antykwariatu, ale tylko z powodów finansowych. Od tej pory nic nie oddaję. Jestem chomik. Przekonałam się, że coś, co dzisiaj wydaje mi się zbędne, jutro może być wręcz koniecznym :)

      Usuń