czwartek, 28 sierpnia 2014

Jacek Hugo-Bader - Dzienniki kołymskie

Miałam przerwę w czytaniu. Caluśkie dwa dni bez ani jednej linijki, to niewiarygodne, ale można tak żyć, nawet kiedy się nie chodzi do pracy :) w ogóle to skandal jakiś, że już się lato skończyło, bo właśnie kupiłam sobie dwie sukienki i moja córka prognozuje, że w tym roku to już nie będę miała okazji ich założyć. I dlaczego nigdy nie jojczymy, że zima się kończy, że jesień się kończy, a nawet, że wiosna się kończy... a niech no tylko skończy się lato, to lament powszechny. Więc od poniedziałku do roboty i tak już przez następne 11 miesięcy. Ale że zasadniczo pracę swą lubię, to dodam OBY! No bo nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć :) bywało już, że siedziałam w domu przez cały styczeń albo luty, brrrrrr. Depresyjka murowana. Więc z zapasem nowych sił (ha ha ha) wracamy za biurko, może się przy okazji zechce więcej pisać o przeczytanych książkach, bo na razie tylko odnotowuję, że lektura była.
Mimo że to przecież ukochana tematyka, bo Rosja.

Półka z Hugo-Baderem:
Mam jeszcze W rajskiej dolinie wśród zielska, ale stoi gdzie indziej, zresztą nie przeczytane jeszcze. Właściwie Hugo-Badera znam tylko Białą gorączkę, z biblioteki.
Dzienniki kołymskie stanęły na "ostatnim" regale:

Z przodu już książkę obejrzeliśmy, teraz kolej na tył:

Otwieramy...
no tak, to przecież nagroda w konkursie Radia Kraków :)

Potem mapa:

I introdukcja, jakże wprowadzająca w klimat :)

Autor postanowił przebyć - autostopem właściwie - Trakt Kołymski, drogę z Magadanu do Jakucka, liczącą 2025 km, a wybrukowaną ciałami milionów zeków czyli więźniów sowieckich łagrów. Pokonał ją w 36 dni, korzystając z uprzejmości wielu paputczików czyli towarzyszy podróży, zazwyczaj tzw. dalnobojszczyków czyli po naszemu tirowców. Wysnuł z tej podróży opowieść gęsto przetykaną historiami z Gułagu, bo większość mieszkańców tego nieludzkiego terytorium to potomkowie więźniów, tych, którzy przeżyli, doczekali uwolnienia, ale nie wracali do domu, bo już nikt tam na nich nie czekał. Zostawali na Kołymie, zakładając rodziny. Ci obecni kołymiacy to często typowi sowieccy ludzie, homo sovieticus, człowiek bez odrobiny skłonności do buntu, ale z ogromnym talentem do złodziejstwa. Wszak do dziś mówi się tam, że złodziej nie kradnie, tylko bierze, co źle leży. Homo sovieticus jest bezwolny, strachliwy, leniwy i milczący. No i oczywiście ból duszy znieczula piciem. Pije, co się da, co się znajdzie pod ręką, choćby likier Szosse (płyn do chłodnic) czy likier Błękitna Noc (denaturat). Zapija się na śmierć. Poszukiwacze złota w trzy dni po zakończeniu sezonu potrafią przepić 6-miesięczny zarobek z katorżniczej pracy.

Tak, Rosja to dziwny kraj, fascynujący mnie, ale z daleka. To kraj, w którym funkcjonuje LEGALNIE 800 tysięcy rozmaitych magów, uzdrowicieli i wróżek, a tylko 640 tysięcy lekarzy. To kraj, gdzie zarejestrowano 5 tysięcy rozmaitych wódek, a dziennikarz spędzający w podróży 36 dni - 19 razy uczestniczy w wielkim balangowaniu, od którego nie sposób się wykręcić, bo tylko wtedy otwierają się ludzkie dusze.

Człowiek radziecki fascynuje też Hugo-Badera. Wielokrotnie zachwyca się nim, podziwia jego możliwość przetrwania i dla rozmów z nim właściwie odbywa tę podróż. Podróż przez tereny, gdzie jest temperatura -58 stopni, gdzie grasują niedźwiedzie pożerające kucharki (nie daj Boże, żeby zepsuł się samochód w drodze), gdzie część trasy można przebyć jedynie po lodzie zamarzniętej rzeki, gdzie brak owoców i warzyw, a wszystko jest o wiele droższe niż "na kontynencie", za to jest to kraj niezmierzonych bogactw naturalnych, o które walka toczy się nieustannie. Ale największym bogactwem dla autora są jednak ludzie, ci właśnie ludzie, osiadli tutaj od pokoleń albo przybyli w ucieczce od osobistych problemów na ten kraj świata. Dziwacy-samotnicy z tajgi, byłe bibliotekarki partyjne, szoferaki, akordeonistka Natasza - córka Jeżowa, ojciec Igor opiekujący się miejscową cerkwią, oligarcha wciskający dziennikarzowi sto tysięcy rubli, żeby dobrze o nim napisał, a wszyscy spotkani w podróży śladami Warłama Szałamowa i jego Opowiadań kołymskich.


Początek:

i koniec:



Wyd. wydawnictwo czarne, Wołowiec 2011, wyd.I, 317 stron
Z własnej półki (zdobycz z 22 sierpnia 2014 roku)
Przeczytałam 27 sierpnia 2014 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Wracam na stare tory. Czyli:
1/ jeden film radziecki, z dorobku Stanisława Lubszina
Tym razem to MNIE DWADCAT LIET (Мне два́дцать лет), reż. Marlen Chucyjew, 1965
Na YT w całości (długiej, bo film 2-częściowy):

Siergiej ma dwadzieścia lat. Właśnie wrócił z wojska i szuka sensu życia, kryteriów, które pomogą mu w dokonaniu trafnych wyborów. Spotyka się z przyjaciółmi, zakochuje się, przypatruje zapracowanej matce i ojcu narzeczonej. Zastanawia się, co jest naprawdę ważne. W końcu przywołuje postać poległego podczas wojny ojca i prosi go o pomoc.

2/ film polski MAŁE DRAMATY, reż. Janusz Nasfeter, 1958
Na YT w całości:


Dwie nowele, w których poruszone zostają kwestie dziecięcych marzeń skonfrontowane ze złą sytuacją finansową rodzin oraz pragnienie uzyskania akceptacji wśród rówieśników.
Film przeciwstawia się poglądowi, że dzieciństwo jest najszczęśliwszym okresem w życiu człowieka. Dziecięce dramaty głęboko zapadają w pamięć i na stałe odciskają się w świadomości.
Część I "Karuzela" - Mali chłopcy z niewielkiego miasteczka bardzo chcą przejechać się na karuzeli. Nie mają jednak pieniędzy. Przez wiele godzin obracają karuzelę. Liczą na to, że właściciel zafunduje im w końcu darmową jazdę.
Część II ""Upadek milionera"" - Dziesięcioletni chłopiec chce zaimponować kolegom. Jest słaby i nieśmiały, ale ma świnkę - skarbonkę, która staje się obiektem pożądań rówieśników. Bohater opowiada chłopakom z podwórka, że już wkrótce kupi rower za zgromadzone w skarbonce oszczędności.

3/ film czeski TRZY ORZESZKI DLA KOPCIUSZKA (Tři oříšky pro Popelku), reż. Václav Vorlíček, 1973
Na YT w całości w oryginale:


Na Filmwebie treść wyłożona od A do Z, no ale kto nie zna bajki o Kopciuszku :)
Film na podstawie jednej z najpopularniejszych baśni - opowieści o Kopciuszku. Pani wielkiego dworu wraz ze swoją córką Dorą oczekują wizyty króla i jego syna. Tylko pasierbica Kopciuszek, skazana przez macochę na wybieranie grochu z popiołu, nie szykuje się na przyjęcie. Gdy jednak niespodziewanie szybko, dzięki pomocy gołębi, wykona pracę, dosiada wiernego konia Juraska i jedzie do lasu, gdzie spotyka księcia, polującego z towarzyszami. Młodzieńcowi imponuje zręczność nieznanej dziewczyny, a zwłaszcza umiejętność ujeżdżania koni. Tymczasem macocha i Dora szykują się na bal w królewskim zamku, na którym książę ma sobie wybrać żonę. Wysyłają więc czeladnika Vincka po stroje dla Dory, lekceważąc całkowicie Kopciuszka. W drodze Vincek spotyka księcia, który celnym strzałem zrzuca mu na głowę wiewiórcze gniazdo z trzema orzeszkami, które czeladnik ofiarowuje Kopciuszkowi. Okazuje się, że w pierwszym orzeszku znajduje się piękny kostium łowiecki. Kopciuszek, nie rozpoznany przez księcia, bierze udział w łowach, zdobywa pierścień dla najlepszego strzelca i znika. Gdy macocha z córką opuszczają dom udając się na zamek, przebrana w strój balowy, znaleziony w drugim orzeszku, podąża za nimi. Tańczy z oczarowanym nią księciem, każe mu rozwiązać zagadkę i znika. Na schodach zostaje tylko jej maleńki pantofelek. Książę szukając właścicielki pantofelka trafia także na dwór, ale na żadną z jego bogatych mieszkanek bucik nie pasuje. Tymczasem Kopciuszek, zamknięty przez macochę w komórce, uwalnia się i wkłada ślubne szaty wyjęte z trzeciego orzeszka. Pojawia się przed księciem, wyjawia mu rozwiązanie zagadki i wkrótce zostaje jego żoną.

4/ film japoński TAKESHIS', reż. Takeshi Kitano, 2005
Na YT trailer:


Beat Takeshi prowadzi intensywne, niekiedy surrealistyczne, życie gwiazdy show-biznesu. Jest już jednak znudzony pławieniem się w luksusach, nic go nie bawi, nic nie podnieca. Szuka coraz mocniejszych wrażeń, ale wciąż go one rozczarowują. Pewnego razu spotyka swojego sobowtóra. Mimo zewnętrznego podobieństwa sobowtór jest jednak całkowitym przeciwieństwem Beata: to nieśmiały kasjer w sklepie, safanduła i aktorski nieudacznik odrzucany podczas castingów. Czeka na swoje pięć minut, by odegrać się na wrednym świecie. Tylko jedna z tych postaci jest prawdziwa. Druga to raczej projekcja lęków i obsesji głównego bohatera. Blondyn jest odwróconym odbiciem aktorskiej sławy i fenomenu gwiazdy. Niespełniona, zdesperowana senna mara, która stopniowo stapia się z rzeczywistością zamieniając ją w ciąg surrealistycznych zdarzeń. Chaotyczna mieszanka prawdy i zmyślenia, naiwnych marzeń i goryczy przegranych kończy sie długą i krwawą strzelaniną, która może przynieść odpowiedź na pytanie "kto się komu śnił?".

Z okazji ostatniego tygodnia urlopu dokładam jeszcze jeden film, polski, ale współczesny:
5/ IDA, reż. Paweł Pawlikowski, 2013
Trailer:


Lata 60. w Polsce. Anna jest nowicjuszką, sierotą wychowywaną w zakonie. Przed złożeniem ślubów matka przełożona stawia warunek: Anna musi odwiedzić swoją ciotkę Wandę, jedyną żyjącą krewną. Obie wyruszają w podróż, która ma im pomóc nie tylko w poznaniu tragicznej historii ich rodziny, ale i prawdy o tym, kim są. Poruszający, kameralny, wybitny w obrazie dramat, którym reżyser wraca do rodzinnego kraju. Z wielkim wyczuciem łączy intymną historię młodej kobiety z historycznym i społecznym tłem.

12 komentarzy:

  1. A propos homo sovieticus to mi sie przypomniało „Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwanca". czytałaś? A bez czytania to niektórzy nie tylko dwa dni potrafią żyć ale i kilkadziesiąt lat. Wiem co mówię, znam takich całkiem sporo;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam, czytałam, ale kiedy to było? Teraz w ramach odczytywania na nowo literatury radzieckiej muszę sobie chyba znów odświeżyć :)
      Ja też takich znam... ale tutaj myślałam raczej o czytających na co dzień, kiedy już im się trafia taka przerwa, wcale nie przymusowa tylko z własnego wyboru :)

      Usuń
  2. Hugo-Bader widzę na honorowym prawie, że miejscu. Widać, że cieszy.
    Czekam na opinie, bo książka mnie intryguje. Może będzie w bibliotece to pożyczę.
    A z filmów chętnie obejrzała bym "Idę".
    Muszę z żalem przyznać, że trafiło mi się kilka lat, gdy nie czytałam, a jeżeli to minimalnie, bo niestety musieliśmy walczyć o przetrwanie, a to zabierało cały czas a nawet na sen go było mało. Zostawała tylko niedziela, ale i wtedy nie myślałam o czytaniu. Teraz nadganiam stracony pod tym względem czas, ale nie da się go już nadgonić i przeczytać więcej niż to jest możliwe.
    Dobrze, że lubisz swoja pracę i oby ona Cię lubiła.
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była więc sytuacja przymusowa. Choć musiało boleć. Czego nie zrozumieją co, co nie czytają. No ale tych też staram się zrozumieć: mają inne zainteresowania, oglądają TV i znajdują w tym przyjemność na przykład :) kogo nie potrafię pojąć, to tych, co narzekają na nudę! tych, co dzielą dzień na dwie części - do obiadu i po obiedzie!

      Usuń
    2. Polecam Hugo - Badera , bardzo lubię choć nie jest to lekka lektura za to wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Ja osobiście mogę pasjami i bez ograniczeń.

      Usuń
    3. Tak, ja też lubię. Anna poniżej nie - i to przykład na to, jak różne mogą być nasze preferencje, choć wszyscy cierpimy na to samo - miłość do książek :)

      Usuń
  3. nie lubię hugo-badera,bo po pierwsze,jest go w tych jego utworach za dużo(zawsze wie wszystko lepiej,ocenia,wartościuje),po drugie, nie lubię tych jego:zawsze,wszędzie,jak zwykle,oczywiście itp.utwory hugo-badera naszpikowane są takimi uogólnieniami jak dobre ciasto rodzynkami,po trzecie,nie wiem dlaczego mam wrażenie,że jestem manipulowana,że hugo-bader tak umiejętnie rozmieścił "dekoracje"w swoich utworach,bym zobaczyła to,co sam chce mi pokazać i bym nie zwróciła uwagi na to,co chce ukryć,dla mnie hugo-bader jest klasycznym przykładem tego,jak postrzegamy naszych wschodnich sąsiadów,jak o nich myślimy,jak ich traktujemy,co o nich sądzimy-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z nas odbiera po swojemu każdą książkę, każdego autora. Nie wyobrażam sobie OBIEKTYWNEGO spojrzenia dziennikarza na opisywany kraj, Ja właśnie lubię, gdy autora jest "dużo", bo chcę się dowiedzieć czegoś nie tylko o danym kraju, ale także o nim samym. Co do postrzegania - ja na co dzień spotykam się raczej z niechęcią do Rosji, tymczasem u Hugo-Badera jest do niej miłość, choć nie ślepa.

      Usuń
  4. "Ida" to genialny film, polecam obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi Hugo-Bader "przypasował" bardzo i od razu. Dzięki tym właśnie zabiegom, o których pisałyście wyżej, ja widziałam tę Rosję, tych ludzi i chyba wcale nie aż tak stereotypowo? Co prawda nigdy w Rosji nie byłam, choć baaardzo chciałabym, wtedy mogłabym to zweryfikować ;-)
    Byłam ciekawa reportażu o wyprawie na Broad Peak, ale zrobiła się z tego sprawa mocno medialna, zaś po jego (tzn. H-B) wywiadzie z prof. Hołówką jakoś mi się odechciało na razie całkiem. Wolę, żeby pokazywał mi Rosję...

    "Idę" całkiem niedawno oglądałam, spodziewałam się czegoś "bardziej", ale film wywarł niewątpliwie na mnie wrażenie. Genialne plany, ujęcia plus duża doza niedopowiedzeń.
    Teraz oglądałam "Nóż w wodzie" i nie mogę przestać myśleć o tym filmie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ida dla mnie też dobra, ale nie genialna. Może też miałam za duże oczekiwania. Nóż w wodzie - obowiązkowy. Planuję uruchomić mały projekcik - obejrzeć mianowicie całe polskie kino (w moim posiadaniu, ofkors). Hi hi. Trochę mi to zajmie :) A' propos Noża w wodzie, to dziś oglądałam coś, co miało wiele z jego klimatu - krótkometrażowy Wieczór Edwarda Żebrowskiego. baaardzo mi się podobał.

      Też wolę o Rosji. Tak że tego, żadne Broad Peaki nie wchodzą w grę.

      Usuń