niedziela, 28 grudnia 2014

Daria Doncowa - Koncert dla Kołobka s orkiestrom

W ostatniej chwili przypomniałam sobie o Doncowej na grudzień, ale dzięki nadmiernej wręcz ilości wolnego czasu w tych świątecznych dniach udało się kolejny tom przeczytać. Aż żal, że tak szybko poszło :)
Książkę wyciągnęłam z ruskiej półki:
W pierwszy dzień świąt była dość ładna pogoda i udało się zrobić zdjęcie przy świetle dziennym :

Chciałam skorzystać z okazji i zrobić nieco fot na zapas, ale nie wiem, co będę czytać w najbliższej przyszłości. Może warto byłoby usiąść i pomedytować na ten temat w tych ostatnich dniach roku, przemyśleć, z czym chciałabym się zapoznać PILNIE, a co odłożyć na później. Ojczasty przyjechał na Wigilię z konkretnym zamówieniem w kwestii pożyczkowej: zabrał ze sobą Nie ma Albertyny Prousta i 2-tomową biografię pisarza autorstwa Harolda Paintera (niegdyś zresztą jego własne zakupy). No to na Prousta nie ma co się po raz kolejny rzucać :) tak tu sobie będę dłubać powolutku, po staremu, bez żadnych noworocznych postanowień.
Rok kończę bardzo lajtowo: ta Doncowa, a teraz leży przede mną... Niziurski :) Może go sobie odświeżę w całości, a może skończy się na Klubie włóczykijów, jednej z najulubieńszych książek z dzieciństwa. Niedawno tutaj na blogu ktoś pisał w komentarzu a'propos Tarniny, że spełnił swoje marzenie o odwiedzeniu Puław - ja z kolei zawsze marzyłam o zobaczeniu sławetnego Pułtuska z Klubu - marzenie to pozostaje jednak niespełnione.

Cóż napisano na okładce kolejnej Doncowej?
Wiola Tarakanowa spotyka znajomą Anię, która oferuje na lato swą daczę pod Moskwą i "rodzinka" Wioli szumnie przeprowadza się tam ze wszystkimi betami już w maju. Panowie jednak szybko dają nogę z powrotem do moskiewskiego mieszkania, a Wiola i Tomoczka z dziećmi zostają w prymitywnym domku, który bardzo szybko okazuje się naprawdę pozbawiony cywilizacyjnych wygód: owszem, jest wanna, ale brak od niej spływu. Są rury gazowe, ale gaz tylko w butlach, które przywożą do miejscowego sklepu raz w tygodniu. Co gorsza, woda cieknie z kranu tylko wtedy, gdy napełni się nią wielki zbiornik na dachu domku. W tym celu należy najpierw udać się do studni z wiadrami. Toaleta znajduje się w krzakach, a prysznic - w stojącym w ogrodzie starym autobusie. Cóż, są wakacje i teoretycznie Wiłka mogłaby poświęcić się domowym zajęciom, ale nie byłaby sobą, gdyby nie wpakowała się w kolejną kryminalną historię, zostawiając całe gospodarstwo na głowie cierpliwej Tomoczki.

Otóż przechodząc obok domu tajemniczego Fiodora, którego mieszkańcy wioski szczerze nie cierpią, oberwała kamieniem w plecy. Kamień zawinięty był w kawałek gazety, gdzie znalazł się ręczny dopisek z błaganiem o pomoc. Wiłka włazi po drabinie na poddasze domu Fiodora, uwalnia przykutą łańcuchem do łóżka dziewczynę Miłę, odprowadza ją do drogi, gdzie ta łapie stopa do Moskwy... i tu sprawa byłaby zakończona, gdyby roztrzepana Wiola nie zgubiła portmonetki na terenie posiadłości Fiodora. W portmonetce była też wizytówka właścicielki daczy, Wiłka boi się, że ten dojdzie po nitce do kłębka czyli do tego, kto uwolnił Miłę i zemści się. I rzeczywiście, wkrótce dzwoni do niej Ania i błaga o pomoc, po czym połączenie zostaje przerwane. Trzeba ruszyć do akcji i odnaleźć najpierw tę uwolnioną Miłę, by przez nią dotrzeć do Fiodora. Jak zwykle zaczyna się seria przygód, morderstw, tajemniczych śmierci i historii z przeszłości.

Zabrakło tym razem cudacznych pomysłów ojca Leninida, mąż Oleg świecił nieobecnością - aczkolwiek jak zwykle pojawił się w decydującym momencie, by ratować swą nierozsądną żonę - sfera prywatna rozgrywała się wyłącznie na daczy i związana była z próbami zaradzenia problemom życia bez wody, gazu, a czasem nawet i prądu. W charakterze powtarzającego się refrenu występowała jazda na specjalnym ustrojstwie do wożenia wody ze studni, za każdym razem kończąca się rąbnięciem o ścianę domu (bo z górki). Ustrojstwo to pożyczyła dziewczynom sąsiadka, a nazywało się w oryginale 'bakłażka'. Widać je na okładce - to to coś na czterech kółkach. A cóż znaczy sam tytuł? Jak zwykle problem. Słownik mówi, że kołobok to okrągły bochenek. Jest bajka o takim okrągłym bochenku:

Tutaj tekst bajki.
Do tej to bajki nawiązuje bohaterka-czarny charakter-uwolniona Miła, obiecując urządzić swej przyrodniej siostrze KONCERT NA KOŁOBOK Z ORKIESTRĄ.
Nawiasem mówiąc, o ile dobrze pamiętam - wybaczcie, nie chce mi się wstać i sprawdzić - szef Nastii Kamieńskiej od Marininy właśnie zwany jest przez współpracowników Kołobkom - w polskiej wersji Pączkiem.
O, znalazłam film na YT:


To dziesiąty tom przygód Wioli Tarakanowej:

Początek:
i koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2005, 348 stron
Tytuł oryginalny: Концерт для Колобка с оркестром
Z własnej półki
Przeczytałam 28 grudnia 2014 roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz