niedziela, 27 grudnia 2015

Georges Simenon - Maigret et le client du samedi

Czyli Maigret i sobotni klient.
Od paru tygodni bowiem w soboty w poczekalni u Maigreta pojawiał się pewien gość z zajęczą wargą, ale zanim dochodziło do przyjęcia go przez komisarza - znikał. Wreszcie odważył się na wizytę bezpośrednio w domu Maigretów i nie tylko zepsuł im kolację, która wystygła wyjęta z piekarnika, ale i nastrój komisarza. Oznajmił bowiem ni mniej ni więcej to, że zamierza zabić dwoje ludzi: żonę i jej kochanka...

W trakcie lektury książka się lekko zdekompletowała, biedaczka...
W ogóle te Simenony strasznie są wymęczone życiem :)
O, a choinkę - po zeszłorocznych doświadczeniach z wynoszeniem świerka w donicy (nie było łatwo) - w tym roku mamy sztuczną :(

Planchon wszystko obmyślił, żeby pozbyć się żony i swego pracownika, który powoli zajął jego miejsce zarówno w domu, w małżeńskiej sypialni jak i w pracy (niedużym zakładzie malarsko-remontowym), a przy tym samemu nie wpaść w ręce policji, wszak ma 7-letnią córkę, którą uwielbia, któż się nią zaopiekuje, jeśli zabraknie oboje rodziców. Powstaje pytanie, dlaczego wobec tego zjawił się u Maigreta i wyznał mu wszystko. Żeby komisarz go zrozumiał i poparł jego zamiary? Żeby go od tego odwiódł? Nie wiadomo. Planchon wychodzi, obiecując jednak, że będzie codziennie dzwonił. To była sobota. W niedzielę się nie odezwał, ale w poniedziałkowy wieczór zatelefonował, tyle że z rozmowy nikt nie był zadowolony, ani komisarz ani Planchon. Na końcu nieszczęśnik rzucił ironiczne dziękuję panu, które długo będzie dźwięczeć w uszach Maigreta, bowiem od tej pory nie można było znaleźć żadnego śladu człowieka z zajęczą wargą. Maigret przesłuchał zarówno panią Planchon jak i jej kochanka, oboje jednak twierdzą, że wyjechał, zabrawszy w dwóch walizkach swoje rzeczy. Zaczyna się żmudna praca detektywistyczna, ludzie komisarza przepytują w okolicznych barach, nikt nie widział Planchona od poniedziałkowego wieczoru. Maigret decyduje się zrobić rewizję w jego domu...


Przypomniała mi się ciekawostka: Maigretowie kupili sobie właśnie telewizor i wieczorne posiłki jadają teraz siedząc koło siebie, a nie naprzeciwko... żeby oglądać telewizję. Toteż komisarz ma za złe Planchonowi, że uniemożliwił mu obejrzenie sobotniego variété :)

Początek:

Koniec:

Wyd. Presses de la Cité, Paris 1962, 185 stron
Z własnej półki (kupione 8 kwietnia 1988 roku w antykwariacie za 460 zł)
Przeczytałam 26 grudnia 2015 roku



NAJNOWSZE NABYTKI

Tym razem pod choinką znalazło się dla mnie parę książek, co nie trafia się często :)
Więc dwa reportaże Swietłany Aleksijewicz:
oraz jeden Colina Thubrona:

Muszę to wszystko jakoś przeorganizować, poskładać do kupy, bo mi się znów rozpełzło po różnych regałach...

Córka mnie obdarzyła monografią Michałkowa, z czego bardzo się cieszę. Albowiem gryplan jest taki, że gdy skończę oglądanie dorobku aktorskiego Liubszina, zabiorę się za Nikitę.

Wspomniana córka moja rodzona specjalizuje się w Ameryce, zwłaszcza jeśli chodzi o filmy, ale poczytać coś też lubi, więc dostała od swojej mamuńci dwie pozycje ;)
A od wuja wypasioną książkę o Nowym Jorku:
Zamieszczam tutaj, bo póki co prowadzimy wspólne gospodarstwo, więc i jej książki na razie są częścią mojego księgozbioru :) Zresztą też będę chciała je przeczytać.

W tematach książkowych pozostając - mój Ojczasty z miejsca sobie wynalazł na którymś z regałów jakąś powieść i zagłębił się w niej, no i oczywiście zabrał ze sobą :) To coś Mendozy, ale nie pamiętam tytułu.
Jemu to zawdzięczam geny 'bibliofilstwa', choć takiego w skromnym zakresie (bez kolekcjonowania białych kruków). No i sporą część księgozbioru :)
Do listy moich 'szczęść' mogę dodać i to, że dorastałam w domu pełnym książek i złapałam książkowego bakcyla już w dzieciństwie.

Po pozbyciu się różnych rupieci oto moja jaskinia:
Akcja jeszcze nie zakończona. Planujemy wysprzedać dziecięce książki (z tych dolnych półek) - oczywiście tylko te, do których nikt już nie zagląda - oraz wyprać pluszaki i komuś je przekazać. Wydałyśmy już masę puzzli (mam cichą nadzieję, że wszystkie były kompletne) i różne gry, bo Pan Stolarz ma 7-letniego synka :)
(Kable od projektora i DVD w głowach łóżka doprowadzają mnie do szału, ale na razie nie wymyśliłam, co z nimi zrobić. Może jak przyjdzie fachowiec od remontów (ten pokój jako jedyny w całym mieszkaniu czeka jeszcze na odświeżenie), to coś zaproponuje...



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film polski DEZERTER, reż. Witold Lesiewicz, 1958
Na YT w całości:


Przymusowo wcielony do Wehrmachtu Robert ucieka z wojska. Tropi go gestapo oraz folksdojcz Heinrich.
6/10

2/ zaczynam kolejny serial rosyjski z udziałem Stanisława Liubszina - RIEŁTOR (Риэлтор), reż. Aleksandr Chwan, 2005
Obejrzałam pierwsze dwa odcinki i nawet nawet :) Rzecz o dwóch oszustach działających w Petersburgu, genialnie zmieniających powierzchowność i sposób bycia, by wyłudzać mieszkania i pozostawiający za sobą ruiny i zgliszcza. Riełtor to zdaje się pracownik biura nieruchomości.





3/ obiecałam córce, że w święta obejrzymy wspólnie Kevina :)
Tak więc KEVIN SAM W DOMU (Home Alone), reż. Chris Columbus, 1990
Parę fragmentów:


Przez świąteczny pośpiech ośmioletni Kevin zostaje sam w domu na Boże Narodzenie.
7/10

4/ KEVIN SAM W NOWYM JORKU (Home Alone 2: Lost in New York), reż. Chris Columbus, 1992
Trailer:


Kevin przypadkowo trafia do Nowego Jorku, gdzie spotyka złodziei, którzy chcieli kiedyś obrabować jego dom.
6/10

13 komentarzy:

  1. Ojciec wygląda jak dumny patriarcha rodu:)) A dla córki polecam jeszcze z beletrystyki Nowy Jork Rutherfurda. I, naprawdę nie chcę się wtrącać, a tym bardziej siać niezgody, ale...ja teraz jestem w szale odkupowania książek z dzieciństwa. Sprzedanych, bo już takam dorosła;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak tylko zauważy, że się na niego kieruje obiektyw, natychmiast przyjmuje pozy :) i zawsze domaga się odbitek :)
      Co do Rutherfurda, to wahałam się, czy tego nie kupić, ale nieco mnie odstraszyło właśnie to, że tam jakieś fikcyjne historie są wplecione. I że autor napisał takie książki o kilku miastach. No, pomyślę jeszcze, bo urodziny córci się zbliżają :)

      Natomiast jeśli chodzi o te dziecinne książki, to raczej nie sądzę, żebyśmy za nimi płakały. Córka sama wybrała kilka tylko do zostawienia. To są książki z jej dzieciństwa, nie mojego... na przykład takie wydania bajek rozmaitych, ale w ujęciu disneyowskim... albo różne popularno-naukowe, które jej namiętnie kupowałam, a z których prawie nigdy nie skorzystała...

      Usuń
  2. Aaaa, to zmienia postać rzeczy:) czytałam Paryż Rutherfurda i całkiem, całkiem był on.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że i książkę Russka popełnił, na to samo kopyto... u nas jeszcze nie tłumaczoną...

      Usuń
    2. No tak:) to już i moje podejrzenia budzi.

      Usuń
  3. Tata bardzo nobliwy:) Ja też siè cieszę, że wyrosłam w "czytającym" domu. Moja mama (lat 78) niestety sięga już tylko po lekkie romansidła, mimo, że ma bardzo bogaty księgozbiór... No ale wciąż czyta dużo a to mnie cieszy! a "Wałkowanie..." kupiłam mężowi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika napisała 'dumny patriarcha rodu' :) Tymczasem tak naprawdę zawsze kręciła głową szyja czyli mama :) Tata ograniczał się do zrobienia tego, co już naprawdę musiał, byle mu potem dali spokój i pozwolili czytać... Mama natomiast nie czytała nigdy - to znaczy za mojej pamięci, może przed wyjściem za mąż i pojawieniem się na świecie dzieci po coś tam sięgała... ale jedyna książka, jaką wniosła w wianie, to ozdobne wydanie Pana Tadeusza (które chętnie bym zacharapciła, ale zbyt wielkie ma gabaryty do mojego mieszkania).

      Usuń
  4. Tata bardzo nobliwy:) Ja też siè cieszę, że wyrosłam w "czytającym" domu. Moja mama (lat 78) niestety sięga już tylko po lekkie romansidła, mimo, że ma bardzo bogaty księgozbiór... No ale wciąż czyta dużo a to mnie cieszy! a "Wałkowanie..." kupiłam mężowi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomniało mi się, że kary wymierzała zawsze mama, a musiała być bardzo poważna sprawa, żeby rzecz doszła do 'karzącej ojcowskiej ręki'. Wtedy już było naprawdę źle... pewnie dlatego, że odrywało się w ten sposób tatę od czytania :)

      Usuń
  5. Ej, ja też z czytającego domu!
    I cieszę się, że podajesz daty przy książkach, bo przy tym telewizorze Maigreta sama się zdziwiłam, o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy z czytających domów, jednoczcie się :)

      Sama byłam zaskoczona tym telewizorem, no bo u nas pojawiła się telewizja w latach sześćdziesiątych chyba, więc myślałabym, że na zgniłym Zachodzie nieco wcześniej.

      Usuń
  6. Jaskinia cudna.....można z niej nie wychylać się na świat, chociaż czasem kusi swym pięknem.
    Ojczasty nobliwie się prezentuje.......ja już w mojej najbliższej rodzinie najstarsza...ech, serce boli. Moja mama pochodziła z domu czytającego a w sumie ja jestem tak po prawdzie jedynym molem książkowym.

    Prezenty pod choinkowe pobudzają wyobraźnię...moją oczywiście.
    Córka została cudnie obdarzona.....gdybyż to u mnie tak chciano...

    A tak w ogóle podziwiam Twoja inwencję twórczą.....posty posiadają taki zasób różnistej wiedzy, że aż szkoda iż mam mało czasu na czytanie.

    Do siego roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natanno, to najbrzydszy pokój w domu, taki bez pomyślunku urządzony, tu szafa tam łóżko tu regały... w dodatku każdy z innej parafii, bo przybywały w miarę wzrastania ilości książek... niestety przez te książki właśnie nie mam co myśleć o zmianach :( a oglądam sobie te moje ukochane czasopisma wnętrzarskie i tyle ładnych mieszkań widzę, żal... może kiedyś zmienię tapety i dywan, ale to i tak kosmetyczne zaledwie zmiany będą. Spędzam tu przecież połowę życia, więc chętnie bym wydała trochę pieniędzy, żeby to lepiej wyglądało, ale książki mnie ograniczają.

      Życzę Ci wszelkiej pomyślności w 2016 - niech Tobie i Twoim bliskim dopisuje zdrowie i radość życia!

      Mój brat za wiele nie czyta, ale rozgrzeszam go, bo gdy się mieszka we własnym domu, ze stawem, basenem, miejscem na ognisko (prawie bym powiedziała 'na kucyka'), z lasem za ogrodzeniem, to spędza się czas inaczej, bardziej towarzysko i na zewnątrz :)

      Ot i cała moja rodzina (brat się do tej pory nie ożenił), malutka taka, na Wigilii jest nas pięcioro. Ojczasty zawsze dostaje książki, tym bardziej, że - jak twierdzi - on niczego nie potrzebuje, gdy mu się dawało coś z ubrania, to niepolitycznie stwierdzał, że przecież on już takie ma, po co mu drugie (na przykład sweter)... Teraz już i mama zawsze przestrzega, żeby jej nic nie kupować, bo 'nie potrzebuje'. Są po osiemdziesiątce i najwyraźniej szykują się do odejścia :(

      Usuń