wtorek, 29 grudnia 2015

Rainer Maria Rilke - Malte

Lub Pamiętniki Malte-Lauridsa Brigge.
Porwałam się z motyką na słońce, jak się okazuje. Bo najpierw przeczytałam wstęp Mieczysława Jastruna i już brzmiało dla mnie zbyt mądrze... a co dopiero, gdy zaczęłam czytać powieść... Nie, nie było jakoś specjalnie TRUDNO, strona leciała za stroną i już byłam w połowie... tyle że nie przyjmowałam tego wewnętrznie...

A chodziło o kolejny tomik z serii NIKE. Nie zapowiadał się zbyt ciężko.
Bożesz ty mój, ależ obszarpane są te Nike... widać to dopiero na zdjęciu...

No ale oto co na skrzydełku napisało wydawnictwo:

Na drugim zacytowano Jastruna:

Wiadomo, że poeta łatwiej poetę zrozumie. A jak ktoś jest taki przyziemny jak ja... to wzrok mu się prześlizguje po kolejnych linijkach i nic z tego nie zostaje. Wiele razy złapałam się na powracaniu do poprzedniego zdania, bo po prostu nie rozumiałam tego, co czytam. Proza poetycka to coś nie dla mnie, okazuje się. Tak, zgodnie z sugestią Jastruna, ale też z własnego wnętrza pojawiały się porównania z Proustem i nagle taka wielka chęć - nierozdrabniania się na "planowe" książeczki, na jakieś tam Simenony, jakieś Doncowe, jacyś tam Niziurscy - nie, trzeba wziąć dzieło Marcela na tapetę i raz wreszcie dotrzeć do końca. Bo Proust jednak mocniej puka mi do duszy od Rilkego. Rilke zaledwie cichutko skrobie paznokciem. Owszem, były fragmenty, które mnie zainteresowały, ba! wciągnęły - to te z dzieciństwa w Danii, w jakiś sposób przypominające mi ten cudowny film Bergmana, jakże mu tam, Fanny i Aleksander.

Malte to coś pomiędzy powieścią a intymnym dziennikiem młodego człowieka przebywającego od trzech tygodni w Paryżu i obserwującego ludzką nędzę i własną niemoc twórczą. Wszechobecna śmierć i cierpienie to tematy, które zajmują młodego Malte bez reszty. Pojawia się też miłość, kobiety - miłujące, a nie miłowane... bowiem być miłowanym znaczy spalać się. Miłować - znaczy świecić niewyczerpanym olejem. Być kochanym - to przemijać, kochać - to trwać.

Początek:
Koniec:

Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1979, 240 stron
Tytuł oryginalny: Die Aufzeichnungen des Malte Laurids Brigge
Przełożył: Witold Hulewicz
Seria NIKE
Z własnej półki
Przeczytałam 27 grudnia 2015 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film japoński STRAŻ PRZYBOCZNA (Yôjinbô), reż. Akira Kurosawa, 1961
Na YT w całości po rosyjsku:


Historia samotnego wojownika, który w swej wędrówce przybywa do obcego miasta, terroryzowanego przez dwa zwalczające się klany. Oferuje swe usługi temu, kto da więcej, ale odkrywszy zdradę zleceniodawców, doprowadza do sytuacji, w której obie strony ponoszą klęskę.
9/10

2/ film czeski GNOJKI (Smradi), reż. Zdeněk Tyc, 2002
Cały film:


Film mówi o codziennej tolerancji, miłości i rodzinie.
Rodzina wyjeżdża z Pragi na wieś, chcąc znaleźć lepsze miejsce do wychowania swoich dwóch przybranych synów - Cyganów oraz własnego syna alergika. Ich marzenie o spokojnym i przytulnym 'własnym miejscu na ziemi' szybko pryska gdy młodszy z adoptowanych zostaje oskarżony przez sąsiada o wybicie szyby w samochodzie.
Miejscowi niechętnym okiem patrzą na przybyszy, atmosfera służy przemocy...
8/10

7 komentarzy:

  1. Taak, moja lektura na germanistyce ( po niemiecku). Stoi na półce, ale jakoś przez te ponad 25 lat nie wróciłam;) do Prousta robiłam podchody jako ambitna licealistka... do Joyce'a też... taaak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po niemiecku... hm hm... podziwiałam pracę tłumacza w tym wypadku właśnie, że on w ogóle rozumiał oryginalne zdania, bo ja po polsku się zwijałam z bólu :)

      Joyce'a ambitnie przerobiłam (kilka pierwszych stron ha ha ha). Prawda jest taka, że trzeba dobrze znać Odyseję, żeby ta lektura miała sens. A z tym u mnie krucho :(

      Usuń
  2. "ulissesa"joyce'a przeczytałam,a co do sensu,to przymierzam się teraz do" labirynt i drzewo. studia nad ulissesem jamesa joyce'a"piotra pazińskiego,który jest ponoć znawcą i wielbicielem tego utworu-anna

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też sobie obiecuję, że kiedyś Prousta zgłębię, będę musiała jednak ponownie pierwszy tom przypomnieć, bo lata minęły, a ja tylko o tych magdalenkach pamiętam ��

    Skończyłam właśnie Stasiuka "Tekturowy samolot", momentami trochę ciężko mi się czytało. Może brak należytego skupienia, ale może i odpowiedniego przygotowania do odbioru tekstów. ..

    Teraz zaczęłam "Klątwę gruzińskiego tortu" Macieja Jastrzębskiego. Zapowiada się raczej dobrze i chyba znacznie mniej powierzchownie, niż w przypadku Mellerów. Nie mniej jednak już baranina i wino były ��
    Poklosiem książki Mellerów był zakup pozycji pt. Kuchnia gruzińska.
    Ciekawe, co będzie po tej lekturze ��


    Życzę Ci wszystkiego najlepszego w nadchodzącym roku, zdrowia, radości wszelakich, spokojnosci w Fabryce oraz ciągłego i cudnego stanu zaczytania ☺
    saxony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierwszy tom dobrze pamiętam, bo tyle już razy zaczynałam lekturę całości... (i dochodziłam zaledwie do trzeciej części)... jednak jak czytać to od deski do deski :)
      O Klątwie gruzińskiego tortu pierwsze od Ciebie słyszę.
      Jak tam po przeprowadzce? Wszystko ocalało?

      Oby w tej Fabryce dotrwać do śmierci... znaczy do emerytury, chciałam powiedzieć :) A Tobie życzę, by czas płynął wolniej :)

      Usuń
    2. No i nie zdążyłam odpisać!
      W niedzielę 03.01, po uroczystym obiedzie z okazji 40 rocznicy ślubu teściów rozpoczęła się akcja porodowa (oczywiście, tradycyjnie już, odeszły mi wody)!
      Rzecz oczywiście działa się w restauracji - mina kelnerki była bezcenna, najwyraźniej miała obawy, że będą musieli na zapleczu poród odbierać ;-)
      Tak to się Dziewczę pospieszyło, całe 3 tygodnie. Na szczęście wszystko ok. Odnajdujemy się w nowej rzeczywistości, więc jak najbardziej żądna jestem wolniejszego upływu czasu!
      Zaś przeprowadzka... Dobytek rozparcelowany między nowym mieszkaniem, garażem i piwnicą. Nie mam pojęcia, kiedy to wszystko się jakoś w całość zbierze ;-)


      Usuń